czwartek, 3 listopada 2016

Może jednak Clinton?


Za 5 dni Amerykanie wybiorą czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Część z nich już oddała swój głos lub zrobi to w najbliższych dniach w ramach wcześniejszego głosowania (early voting). Kto wygra? Czy możemy spróbować rozstrzygnąć kwestię zwycięstwa wyborczego? 


Spróbujmy.

Przyglądanie się sondażom ogólnokrajowym w USA daje pewne pojęcie o stanie wyścigu, ale niesie znikomą wartość informacyjną w zakresie wyniku wyborów. Inaczej mówiąc - wiemy jakie mogą być ogólnokrajowe wyniki głosowania, ale w amerykańskim systemie wyborczym ważniejsze są wyniki w poszczególnych stanach (szerzej o tym tutaj: http://eleveneightpl.blogspot.com/2016/09/wybory-prezydenckie-w-usa-podstaw.html).
Wiemy także, że wybory w tym roku mogą różnić się rozkładem poparcia w poszczególnych stanach od wyborów w 2012 (Obama vs. Romney). Niestety chociaż sondaży ogólnokrajowych mamy sporo, to sondaży stanowych renomowanych ośrodków jest niewiele lub są realizowane rzadko. To powoduje, że tworząc analizy siłą rzeczy opieramy się na projekcji sondaży ogólnokrajowych na poszczególne stany wspomagając się tylko badaniami stanowymi. To element ryzyka w tej kampanii. Dodatkowymi elementami ryzyka w analizie danych sondażowych są rekordowa liczba odmów udziału w badaniu “shy voters” i efekt Bradleya.
Badacze wskazują, że borykają się z bardzo niskim response rate (czyli odsetkiem osób wylosowanych w próbie, które zgadzają się na wzięcie udziału w badaniu). Pomijając konsekwencje finansowe tego zjawiska (droższa realizacja sondaży), powoduje to, że badania nie obejmują pewnej części społeczeństwa. Badacze mogą jedynie budować hipotezy, jakie grupy wyborców “wypadają” z badań. W ciekawym artykule analitycy YouGov.com próbują zmierzyć się z tym problemem - wskazując, że skład grupy odrzucających zaproszenie do badania jest zmienny. Zauważają, że w ich panelu w trakcie gdy w mediach dominują informacje niekorzystne dla Trumpa, jego wyborcy częściej unikają udziału w badaniu, analogiczną sytuację obserwują w przypadku Clinton. Pamiętajmy jednak, że są to obserwacje na podstawie wyłącznie zachowań uczestników panelu internetowego.
“Shy voters” to termin odnoszący się do wyborców z różnych powodów ukrywających swoje preferencje wyborcze. Kryją się oni wśród niezdecydowanych lub deklarują głosowanie zgodne z poprawnością polityczną (efekt Bradley’a). Wiele ośrodków podejmowało się zbadania tego problemu i wyniki nie są jednoznaczne. Analiza danych z prawyborów pokazuje, że nie ma żadnych “shy Trump voters”, ale badania wskazują, że w tym cyklu wyborczym, to republikanie częściej niż demokraci unikają odpowiedzi na pytania o preferencje wyborcze. Jaka może być skala tego zjawiska? Wśród analityków uznających to zjawisko za obecne panuje przekonanie, że może ono zaniżać wynik wyborów o mniej więcej 1 punkt proc. To mało… i jednocześnie dużo. Niestety na potwierdzenie lub falsyfikację tej tezy musimy poczekać do końca głosowania. Biorąc pod uwagę ranking antypopularności kandydatów problem “shy voters” może dotyczyć dwójki głównych kandydatów.




 

Wracając jednak do próby rozstrzygnięcia fundamentalnej wątpliwości - Trump czy Clinton należy wskazać jak zachowywały się ostatnio sondaże - szczególnie przed i po decyzji FBI o wznowieniu czynności w sprawie afery emailowej Clinton.

 

Publikowane dzisiaj sondaże ABC News / Washington Post oraz Reuters / IPSOS pokazują, że poziomy poparcia wróciły do poziomów sprzed ogłoszenia informacji szefa FBI. Niemniej jednak w perspektywie 2-3 tygodni, Trump zwiększa swoje poparcie.
Jak to interpretować? Z solidną odpowiedzią trzeba poczekać do weekendu. Dopiero publikowane wówczas badania będą w stanie dać w miarę ostateczną odpowiedź, czy dynamika wzrostu Trumpa pozwoli mu skutecznie dogonić Clinton.


Na razie sytuacja wygląda tak, że Hillary utrzymuje absolutne minimum tego, co jest jej potrzebne aby wygrać. Jeżeli da się wyprzedzić chociaż w jeszcze jednym stanie, to oznacza jej przegraną. Stany, które zdecydują o tym, kto zasiądzie w Białym domu to Kolorado (niezmiennie), a także New Hampshire (ważne!) i Pensylwania.

A Trump? Donald Trump nie ma nic do stracenia - swim or sink.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz