poniedziałek, 7 listopada 2016

Znamy zwycięzcę wyborów w USA


Jeżeli wierzyć sondażom, to tak, znamy. Do rozpoczęcia wyborów w USA pozostały zaledwie godziny. Podstawowe pytanie jest niezmienne od tygodni - kto wygra te wybory? Clinton czy Trump? Sondaże są zgodne. Clinton.


Należy przyznać, że pomimo głosów, że kandydat Republikanów jest bez szans, wyścig był interesujący i obfitował w zwroty akcji. Większość czasu Trump gonił Clinton odrabiając straty najpierw po konwencji Demokratów, potem po przegranych przez niego debatach telewizyjnych.
Sama kampania ma szanse przejść do historii jako jedna z najbardziej brudnych i brutalnych.

Stan gry
Tu i teraz Clinton może być pewna 268 głosów w kolegium elektorskim - takie założenie opieram na sondażach. Do “pewnej” puli Clinton zaliczam te stany, gdzie jej przewaga jest większa niż 3 proc. błąd przyjęty w badaniach. Jeżeli policzymy jej “żelazne” stany to może ona liczyć na 239 elektorów. Jednak jej obecny potencjał to, opierając się na badaniach, 340 mandatów elektorskich.

 
scenariusz maksymalnej wygranej Clinton

Donald Trump może być pewien 198 miejsc w Kolegium, ale gdyby poszło mu naprawdę źle to nie powinien zebrać mniej niż 181 elektorów. Jego maksymalny wynik (w granicach wyznaczonych sondażami) to 270 głosów elektorskich.

 
scenariusz maksymalnej wygranej Trumpa

Średnia przewaga Clinton w sondażach wynosi 3 punkty procentowe, co powinno stanowić wystarczającą przewagę do wygrania jutrzejszego głosowania, a jednak…


Scenariusze dla Clinton
Clinton musi tylko jedno - jeżeli nic nie zyska, to nie może stracić New Hampshire. Jeżeli zyska jakikolwiek stan (Newada, Floryda) dotychczas przypisywany Trumpowi, to może zacząć świętować.
 Czy coś może pójść nie po jej myśli? Może.

Scenariusze dla Trumpa
Tym, co może pójść nie tak jest Pensylwania. Sondaże pokazują w aktywach Clinton, ale istnieją obawy o to, że ze względu na strukturę demograficzną tego stanu, Trump może spróbować w nim wygrać. Czynnikiem ryzyka jest tutaj brak wczesnego głosowania - wszystko rozstrzygnie się jednego dnia. Wygrana w Pensylwanii to jeden ze scenariuszy na zdobycie Białego Domu przez Trumpa. Uzyskując większość w tym stanie, Trump może pozwolić sobie na przegraną w Newadzie i New Hampshire. Jednak najbardziej prawdopodobną dla niego ścieżką jest wygrana na Florydzie, w Północnej Karolinie, Newadzie i New Hampshire. Wygraną w New Hampshire może zastąpić Kolorado, ale szanse na to są małe.

Sondaże - czy dadzą radę?
Sondaże są poważnym elementem ryzyka w tej kampanii. W analizie danych sondażowych odnotowuje się rekordowe liczby odmów udziału. Do tego należy dodać możliwe wystąpienie zjawiska “shy voters”, efekt Bradleya i wyborców niezdecydowanych.
Badacze wskazują, że borykają się z bardzo niskim response rate (czyli odsetkiem osób wylosowanych w próbie, które zgadzają się na wzięcie udziału w badaniu). Pomijając konsekwencje finansowe tego zjawiska (droższa realizacja sondaży), powoduje to, że badania nie obejmują pewnej części społeczeństwa. Badacze mogą jedynie budować hipotezy, jakie grupy wyborców “wypadają” z badań. W ciekawym artykule analitycy YouGov.com próbują zmierzyć się z tym problemem - wskazując, że skład grupy odrzucających zaproszenie do badania jest zmienny. Zauważają, że w ich panelu w trakcie gdy w mediach dominują informacje niekorzystne dla Trumpa, jego wyborcy częściej unikają udziału w badaniu, analogiczną sytuację obserwują w przypadku Clinton. Pamiętajmy jednak, że są to obserwacje na podstawie wyłącznie zachowań uczestników panelu internetowego.
“Shy voters” to termin odnoszący się do wyborców z różnych powodów ukrywających swoje preferencje wyborcze. Kryją się oni wśród niezdecydowanych lub deklarują głosowanie zgodne z poprawnością polityczną (efekt Bradley’a). Wiele ośrodków podejmowało się zbadania tego problemu i wyniki nie są jednoznaczne. Analiza danych z prawyborów pokazuje, że nie ma żadnych “shy Trumpers”, ale badania wskazują, że w tym cyklu wyborczym, to republikanie częściej niż demokraci unikają odpowiedzi na pytania o preferencje wyborcze. 
Analitycy Upshot - ośrodka analitycznego New York Timesa upierają się, że takie zjawisko nie ma miejsca, a jednak… Badania firmy Morning Consult wskazują, że taki efekt występuje i zaniża wyniki Trumpa o 1 pkt. proc. i o taką samą wartość zawyża poparcie dla Clinton.
To mało… i jednocześnie dużo. Jeżeli przyjmiemy, że Clinton średnio prowadzi 3 punktami, to oznacza, że jej prowadzenie może skurczyć się do zaledwie jednego punktu.
Przestrzegam przed złudzeniem, że Clinton z jednym punktem przewagi wciąż spokojnie wygrywa wyścig do Białego Domu. W takim przypadku tegoroczny rozkład wyniku krajowego na stany, najprawdopodobniej da większość w kolegium elektorskim Trumpowi.

Na koniec niezdecydowani - na tym samym etapie kampanii w 2012 roku niezdecydowanych było 3 proc.. Teraz jest ich ponad dwa razy więcej. Niewiele wiemy o ich preferencjach, to zbyt mała grupa, aby na podstawie dostępnych danych sondażowych próbować oszacować ich możliwe zachowania.
Ich głosy mogą doprowadzić zarówno do zdecydowanie większego zwycięstwa Hillary Clinton, jak i do jej porażki z Donaldem Trumpem.

W środę wszystko powinno być jasne… najprawdopodobniej :)

czwartek, 3 listopada 2016

Może jednak Clinton?


Za 5 dni Amerykanie wybiorą czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Część z nich już oddała swój głos lub zrobi to w najbliższych dniach w ramach wcześniejszego głosowania (early voting). Kto wygra? Czy możemy spróbować rozstrzygnąć kwestię zwycięstwa wyborczego? 


Spróbujmy.

Przyglądanie się sondażom ogólnokrajowym w USA daje pewne pojęcie o stanie wyścigu, ale niesie znikomą wartość informacyjną w zakresie wyniku wyborów. Inaczej mówiąc - wiemy jakie mogą być ogólnokrajowe wyniki głosowania, ale w amerykańskim systemie wyborczym ważniejsze są wyniki w poszczególnych stanach (szerzej o tym tutaj: http://eleveneightpl.blogspot.com/2016/09/wybory-prezydenckie-w-usa-podstaw.html).
Wiemy także, że wybory w tym roku mogą różnić się rozkładem poparcia w poszczególnych stanach od wyborów w 2012 (Obama vs. Romney). Niestety chociaż sondaży ogólnokrajowych mamy sporo, to sondaży stanowych renomowanych ośrodków jest niewiele lub są realizowane rzadko. To powoduje, że tworząc analizy siłą rzeczy opieramy się na projekcji sondaży ogólnokrajowych na poszczególne stany wspomagając się tylko badaniami stanowymi. To element ryzyka w tej kampanii. Dodatkowymi elementami ryzyka w analizie danych sondażowych są rekordowa liczba odmów udziału w badaniu “shy voters” i efekt Bradleya.
Badacze wskazują, że borykają się z bardzo niskim response rate (czyli odsetkiem osób wylosowanych w próbie, które zgadzają się na wzięcie udziału w badaniu). Pomijając konsekwencje finansowe tego zjawiska (droższa realizacja sondaży), powoduje to, że badania nie obejmują pewnej części społeczeństwa. Badacze mogą jedynie budować hipotezy, jakie grupy wyborców “wypadają” z badań. W ciekawym artykule analitycy YouGov.com próbują zmierzyć się z tym problemem - wskazując, że skład grupy odrzucających zaproszenie do badania jest zmienny. Zauważają, że w ich panelu w trakcie gdy w mediach dominują informacje niekorzystne dla Trumpa, jego wyborcy częściej unikają udziału w badaniu, analogiczną sytuację obserwują w przypadku Clinton. Pamiętajmy jednak, że są to obserwacje na podstawie wyłącznie zachowań uczestników panelu internetowego.
“Shy voters” to termin odnoszący się do wyborców z różnych powodów ukrywających swoje preferencje wyborcze. Kryją się oni wśród niezdecydowanych lub deklarują głosowanie zgodne z poprawnością polityczną (efekt Bradley’a). Wiele ośrodków podejmowało się zbadania tego problemu i wyniki nie są jednoznaczne. Analiza danych z prawyborów pokazuje, że nie ma żadnych “shy Trump voters”, ale badania wskazują, że w tym cyklu wyborczym, to republikanie częściej niż demokraci unikają odpowiedzi na pytania o preferencje wyborcze. Jaka może być skala tego zjawiska? Wśród analityków uznających to zjawisko za obecne panuje przekonanie, że może ono zaniżać wynik wyborów o mniej więcej 1 punkt proc. To mało… i jednocześnie dużo. Niestety na potwierdzenie lub falsyfikację tej tezy musimy poczekać do końca głosowania. Biorąc pod uwagę ranking antypopularności kandydatów problem “shy voters” może dotyczyć dwójki głównych kandydatów.




 

Wracając jednak do próby rozstrzygnięcia fundamentalnej wątpliwości - Trump czy Clinton należy wskazać jak zachowywały się ostatnio sondaże - szczególnie przed i po decyzji FBI o wznowieniu czynności w sprawie afery emailowej Clinton.

 

Publikowane dzisiaj sondaże ABC News / Washington Post oraz Reuters / IPSOS pokazują, że poziomy poparcia wróciły do poziomów sprzed ogłoszenia informacji szefa FBI. Niemniej jednak w perspektywie 2-3 tygodni, Trump zwiększa swoje poparcie.
Jak to interpretować? Z solidną odpowiedzią trzeba poczekać do weekendu. Dopiero publikowane wówczas badania będą w stanie dać w miarę ostateczną odpowiedź, czy dynamika wzrostu Trumpa pozwoli mu skutecznie dogonić Clinton.


Na razie sytuacja wygląda tak, że Hillary utrzymuje absolutne minimum tego, co jest jej potrzebne aby wygrać. Jeżeli da się wyprzedzić chociaż w jeszcze jednym stanie, to oznacza jej przegraną. Stany, które zdecydują o tym, kto zasiądzie w Białym domu to Kolorado (niezmiennie), a także New Hampshire (ważne!) i Pensylwania.

A Trump? Donald Trump nie ma nic do stracenia - swim or sink.

poniedziałek, 31 października 2016

Trump wygra wybory prezydenckie

To dość odważna teza, ale sondaże pokazują, że nie wolno jej lekceważyć. Już za osiem dni Ameryka będzie głosować w wyborach prezydenckich. Październik był bardzo ciężki dla Donalda Trumpa, a doniesienia medialne oswoiły nas z komfortem sytuacji, w której Donald Trump jednak przegra.


Jak twierdzą amerykańscy analitycy w kampanie prezydenckich tworzą zmieniające się cykle, w których dobrą passę ma raz jeden kandydat, raz drugi. Pierwszy cykl to czas do konwencji Demokratów, kiedy po raz pierwszy raz okazało się, że szanse na wygraną Trumpa mogą być całkiem realne. Większość sierpnia to kontrofensywa Clinton i pierwszy dramatyczny kryzys Republikanów. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się głosy, że być partia powinna zmienić nominację i poprzeć innego kandydata, ale… ale potem przyszedł wrzesień i odbicie Trumpa, które w szczytowym momencie dało mu równe szanse na wygraną z Clinton. Jednak w ostatnich dniach września – po pierwszej debacie cykl znów się zmienił i wspierany kolejnymi skandalami wokół Trumpa dał pewne prowadzenie demokratce. Można przyjąć, że parę dni temu ten cykl się skończył. To krytyczny moment, ponieważ właśnie teraz, na ostatniej prostej możliwości Clinton kurczą się dramatycznie. Wydaje się, że Demokraci wykorzystali całą amunicję (nagrania, podatki, zeznania molestowanych kobiet), a końcowy efekt okazała się mizerny. Jeżeli dołożymy do tego deklarację szefa FBI w sprawie niewygodnego wizerunkowo śledztwa dotyczącego emaili Hillary Clinton (chodzi o korzystanie z prywatnego serwera pocztowego do prowadzenia korespondencji służbowej podczas sprawowania funkcji Sekretarza Stanu (2009-2013))
Opublikowane dzisiaj sondaże krajowe i stanowe powinny wywołać co najmniej niepewność w szeregach demokratów. 

ABC News - sondaż krajowy

Axiom Strategies Polls


Jednak te sondaże, które będziemy obserwować w najbliższych dniach mogą wywołać panikę. Jeżeli bowiem kierunek zmian w sondażach utrzyma się, to 45 prezydentem USA zostanie Donald Trump. W pewien sposób sytuację demokratów może ratować early voting, czyli wcześniejsze głosowanie, które rozpoczęło się w momencie, kiedy sytuacja dla Clinton była zdecydowanie lepsza. Jednak są sygnały, które pokazują niekorzystne różnice we frekwencji wcześniejszego głosowania – głównie mniejszej niż 4 lata temu frekwencji w grupach wiekowych 18-29 i 30-44 gdzie demokraci cieszą się większym poparciem. Dodatkowo w pomiarze popularności Hillary Clinton bije rekordy antypopularności:


Te dane nie dają jasnej odpowiedzi, kto wygra 8 listopada Kolegium Elektorskie. Pokazują jednak, że następna prezydentura będzie bardzo trudna - a jej podstawowym zadaniem odbudowa zaufania do 45 prezydenta USA - niezależnie od tego, kto nim będzie - Clinton czy Trump.

niedziela, 16 października 2016

Raport sytuacyjny: Do końca kampanii 3 tygodnie

Za trzy tygodnie poznamy (prawdopodobnie, jeżeli nie będzie niespodzianek) czterdziestego piątego Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Jaki jest stan wyścigu? Jakie są trendy? Jakich zwrotów akcji możemy się spodziewać?

Hillary Clinton prowadzi w sondażach z różną przewagą. Jednak nie ma wątpliwości, że to właśnie ona największe poparcie i przewagę nad drugim z kandydatów – Donaldem Trumpem. Wartość tego prowadzeniach waha się od 4 do 11 punktów proc. Trudno przesądzić, który z wyników jest bliższy prawdy.


Do pierwszej debaty prezydenckiej trendy jasno wskazywały na świetną pozycję Donalda Trumpa, jednak dotkliwa porażka podczas bezpośredniego pojedynku z demokratką kosztowała kandydata republikanów nie tylko parę punktów, ale odwrócenie trendu. Oznacza to, że obserwujemy nową prawidłowość (wspieraną przez następujące po pierwszej debacie wydarzenia) w zmianach poparcia – zyskuje Clinton, traci Trump. Chociaż należy przyznać, że od kilku dni pojawiają się pierwsze sygnały mogące świadczyć o słabnięciu tej tendencji.

Spośród wydarzeń, które możemy przewidzieć kluczowe znaczenie będzie miała trzecia ostatnia debata (19 października ‘16), która może zaważyć na obserwowanych procesach kształtowania się poparcia dla kandydatów. Dlaczego to tak istotne? Dlatego, że w USA w tym momencie kampanii jest bardzo wielu wyborców niezdecydowanych i wspierających innych kandydatów – więcej niż w tym samym momencie kampanii w 2012. To znak, że wyborcy mogą ważyć swoje decyzje do ostatniego momentu, a przy tym ich odsetek (15 proc.) jest na tyle duży, że może wpłynąć na wynik wyborów.

Warto także wspomnieć o rozkładzie poparcia – dość kluczowej sprawy dla wyborów w USA. Wydaje się, że Hillary Clinton zyskuje wysokie notowania tam, gdzie „nie powinna” – w tradycyjnie republikańskich stanach. Zapewne w nich nie wygra, ale… ale to tworzy inną mozaikę w swing states i wbrew pozorom daje nadzieję Donaldowi Trumpowi. Głosy Clinton w republikańskich stanach pójdą na marne, a to właśnie one wpływają na wysoki ogólnokrajowy wynik kandydatki.
Polecam obserwowanie opinii po ostatniej trzeciej debacie – ona może wiele wyjaśnić (będziemy informować o jej wyniku). Należy jednak mieć na uwadze, że WikiLeaks cały czas publikuje zhakowane dane i być może część materiału o dużej sile rażenia została zaplanowana do ujawnienia w ostatniej odsłonie kampanii wyborczej w USA.

11/8PL

piątek, 14 października 2016

10 powodów, dla których Trump może wygrać.

Hillary Clinton wygrywa kolejne debaty (w percepcji widzów) i buduje solidną nadwyżkę na Donladem Trumpem. W swing states, jest ona na tyle duża, że republikanie w zasadzie już pożegnali się z wygraną. Trump zmaga się nie tylko z kampanią demokratów, ale także z popierającymi go (?)  partią i grzeszkami z przeszłości.

 


Wynik wyborów wydaje się przesądzony… Czy na pewno?

Lekceważenie szans Donalda Trumpa nie jest dobrym pomysłem. Warto przypomnieć, że stawiono na nim krzyżyk po konwencji demokratów. Oczywiście, że jego obecna pozycja jest słaba, ale… Jest kilka rzeczy, które należy wziąć pod uwagę przesądzając już o końcu jego marzeń o prezydenturze.

1. Ci, którzy mówią, że Trump przegra to większości ludzie, którzy przekonywali, że nie ma on szans na republikańską nominację.

2. To, co powiedział Trump na obciążających go taśmach wcale nie jest gorsze od tego, co dotychczas wyrzucił z siebie podczas kampanii. Mówił rzeczy znacznie bardziej oburzające i groźne.

3. Czy jesteście pewni, że amerykańscy wyborcy są tak bardzo oburzeni jego słowami, jak mainstream?

4. Pierwsza debata miała ogromną oglądalność. Druga debata nie powtórzyła tego sukcesu. Zwycięstwo Clinton w kolejnych potyczkach ogląda zatem mniej wyborców. Tymczasem Trump wciąż ma ma sporo czasu, aby spróbować odbudować poparcie.

5. Mimo entuzjastycznych reakcji wspierających Clinton mediów i polityków, do tej pory brak dowodów, że zwykli wyborcy są porażeni taśmami Trumpa. Ostatni rok (z udziałem Trumpa) pokazał, że występki, które oburzają media niekoniecznie oburzają zwykłych Amerykanów. Trump budował swoje poparcie za pomocą populistycznych haseł (imigracja), a nie w oparciu o swoją osobowość.

6. Według badań w ciągu dwóch miesięcy zmniejszył się odsetek wyborców republikańskich, którzy chcieliby rezygnacji Trumpa z kandydowania.

7. Hillary Clinton delikatnie mówiąc nie jest pozbawiona wad i trupów w szafie.

8. Media myślą, że wyścig się skończył, ale bukmacherzy nie są tego samego zdania.

9. Do wyborów jeszcze 3 tygodnie. Wiele może się zdarzyć, -  WikiLeaks (zapewne pod dyktando Rosjan) publikuje nowe dokumenty i można spodziewać się, że najlepsze zostawiło na koniec. Można też liczyć na generowany przez Rosjan wzrost napięcia międzynarodowego, który może wspierać tendencje izolacjonistyczne.

10. Na koniec jeżeli uważacie, że 3 tygodnie to stanowczo za mało, żeby odwrócić sytuację, to przypomnę, co stało się, że fatalny dla Hillary Clinton wrzesień zaczął się od przypadkowo nakręconego filmu z zasłabnięcia podczas obchodów rocznicy ataku na World Trade Center.

(tekst na podstawie publikacji Bretta Arendsa)

czwartek, 29 września 2016

Trump drogo płaci za przegraną debatę

Z całą pewnością Donald Trump nie zaliczy mijającego tygodnia kampanii do udanych. Pokonany w pierwszej debacie telewizyjnej traci w sondażach i do Białego Domu ma coraz dalej.

O samej debacie napisano już wiele, więc powielanie tych analiz nie ma sensu. Istotny jest fakt, że kandydatce demokratów udało się zaprezentować w sposób na tyle przekonujący, że wpłynęło to na decyzje dużej grupy wyborców. Jak pokazują badania, szczególnie duże zmiany zaszły w swing states (o tym czym są swing states pisałem tutaj:http://eleveneightpl.blogspot.com/…/wybory-prezydenckie-w-u…) - kluczowych dla wygranej w listopadowym głosowaniu.

Cena przegranej debaty

Mając w pamięci margines błędu, jaki należy przyjmować dla analizy sondażowych wyników można pokusić się o stwierdzenie, że Clinton udało się odbić nie jeden, a trzy kluczowe dla jej wygranej stany (patrz tabela) - Florydę, Północną Karolinę i Nevadę. Chociaż wyprzedza kandydata republikanów o włos, to przypomnę, że jeszcze niedawno przegrywała tam ze stale rosnącą stratą.
W tej chwili wirtualne Kolegium Elektorskie wyglądałoby następująco:
Hillary Clinton - 322
Donald Trump - 218

Co dalej?

Przed nami jeszcze dwie debaty. Jeżeli Trump będzie je zlekceważy, tak jak to zrobił z pierwszą, to była pierwsza dama wróci do Białego Domu - tym razem jako Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Clinton wygrywa debatę i... znacznie więcej



Zgodnie z przypuszczeniami wczoraj i dzisiaj pojawiły się dane z sondaży realizowanych już po debacie prezydenckiej w USA. W oparciu o wyniki badań opinii mających naukowe podstawy (czyli z wykluczeniem sond internetowych) w percepcji Amerykanów wyraźnie wygrała ją Hillary Clinton.

Co daje jej to zwycięstwo?

W oparciu o dostępne teraz dane można powiedzieć, że kandydatka demokratów zwiększyła swoje poparcie o 2-3 punkty procentowe w skali kraju. Jednak ważniejsze jest to, że jej wzrost w swing states jest realtywnie większy czego efektem jest jej powrót na pierwsze miejsce na Florydzie, oraz niemal idealny remis w Nevadzie i Północnej Karolinie.

Co to oznacza?

Odbicie Florydy to 29 mandatów elektorskich więcej i pewna wygana w wyborach. Jeżeli Trump straci prowadzenie także w Newadzie i Północnej Karolinie może czekać go sromotna porażka zamiast wyrównanej walki do końca.
Koszt przegranej debaty jest bardzo duży, ale nie można zapominać, że Donald Trump w ostatnich tygodniach wyszedł ze znacznie większych problemów po konwencji Demokratów, gdzie odbicie notowań Hillary było dwucyfrowe. To działo się w od połowy sierpnia niemal do końca września. Jednocześnie przed nami jeszcze dwie debaty w tym najważniejsza - ostatnia.

Czy to odbicie, czy zmiana trendu?

Na postawienie wniosku o zmianie trendu trzeba poczekać przynajmiej tydzień. Trend wzrostowy dla Trumpa i spadkowy dla Clinton to proces, który obserwujemy od początku kampanii. Jak dotąd był on korygowany tylko przez czasowe odbicia notowań demokratki.
Niezależnie od tego jaki jest charakter obecnych wzrostów Hillary zajęła właśnie dużo lepszą pozycję do dalszej części wyścigu. Udało się jej zrealizować cel, jakim jest utrzymanie Kolorado i zdobycie jednego stanu z puli Trumpa. Można spodziewać się, że w najbliższych dniach kandydat republikanów straci prowadzenie także w Newadzie i Północnej Karolinie. To zmusi go do ponownego mozolnego odrabiania strat w momencie, gdy będzie musiał stawić czoło Clinton w dwóch starciach telewizyjnych.

poniedziałek, 26 września 2016

Ostatnie podsumowanie sondażowych szans przed pierwszą debatą.

Za parę godzin wystartuje pierwsza debata w kampanii prezydenckiej w USA. To bardzo ważny moment – do wyborów zostało mniej niż 6 tygodni i jeżeli debat nie odwróci obserwowanego trendu, to wynik wyborów nie będzie trudny do przewidzenia.

Analiza

Od początku kampanii Trump zyskuje, a Clinton traci. Na moment tę sytuację zmieniła konwencja partii demokratycznej, na której Hillary Clinton uzyskała oficjalną nominację. Jednak wystarczył miesiąc i znowu wróciliśmy do sytuacji sondażowej sprzed tego wydarzenia.
Największą zmiana obserwowana jest w swing states (stany, w których ze względu na nie wielkie różnice w poparciu dla kandydatów republikańskich i demokratycznych toczy się najostrzejsza walka o głosy). W ciągu ostatnich dwóch tygodni Donald Trump odbił lub zdobył Północną Karolinę, Florydę, Ohio i Iowa. Tuż przed dzisiejszą debatą widoczne jest umacnianie się jego przewagi na kandydatką demokratów.
Jednocześnie coraz wyraźniej widać, że Hillary Clinton wyślizgują się kluczowe stany – Kolorado, Pensylwania i Michigan. Utrata choćby jednego z nich wiąże się z automatycznym uzyskaniem wirtualnej większości przez Donalda Trumpa w Kolegium elektorskim.


(Stan na 26 września 2016r. godz. 22.00 )

(opis sytuacji wyborczej sprzed weekendu dostępny pod adresem: http://eleveneightpl.blogspot.com/2016/09/debata-clinton-vs-trump-pojedynek-o.html )

Prognoza

W związku z tym zmuszony jestem zrewidować prognozę szans na wygraną obydwojga kandydatów. Jeszcze przed debatą po raz pierwszy większe szanse na zdobycie Białego Domu ma Donald Trump.

Z niecierpliwością czekam na koniec debaty i pierwsze sondaże po jej zakończeniu.

Nie tylko poparcie - garść danych przed debatą.

Dzisiaj odbędzie się pierwsza debata między dwójką kandydatów do fotela Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dlaczego tylko dwójka, skoro startuje czwórka kandydatów? Organizatorzy przyjęli zasadę, że do udziału w debacie kwalifikuje średni wynik sondażowy na poziomie 15 proc. Tego warunku nie spełniają Gary Johnson i Jill Stein.


Sytuację sondażową przed debatą opisywałem w poprzednim wpisie:
Aktualizacje tych zestawień publikujemy regularnie na Twitterze.

Tematy kampanii

Przed debatą polecam bliższe spojrzenie na badania, które na co dzień zdominowane są przez sondaże poparcia i struktury. Telewizja ABC News i dziennik Washington Post opublikowały badanie, który dotyczy postrzegania problemów, które poruszane są w obecnej kampanii wyborczej.

Respondentów zapytano o wskazanie, który z pięć obszarów uważają za najważniejszy: gospodarkę, terroryzm, korupcję, imigrację, prawo i porządek (law&order). 
Najwięcej odpowiedzi padło na ekonomię (32 proc.) i terroryzm (23 proc.). Wyborcy, którzy wybrali ekonomię w większości głosują na Clinton (62 do 27 proc.), natomiast dla obawiających się terroryzmu wygrywa Trump (58 do 38 proc.). Jednocześnie zdecydowana większość (78 proc. w ogóle i 38 proc. zdecydowanie) badanych deklaruje, że obawia się poważnego zamachu. To bardzo wygodny obszar dla kandydata republikanów, chociaż to Clinton postrzegana jest jako lepiej przygotowana do radzenia sobie z kryzysami międzynarodowymi (przewaga 9 punktów proc., która jednak się zmniejsza).
Tematami, gdzie kandydatka demokratów cieszy się znacznie większą przewagą są kwestie społeczne, w tym także aborcja i małżeństwa jednopłciowe (przewaga 22 punktów proc.).

Cechy kandydatów.

Analizując percepcję cech kandydatów można precyzyjnie określić ich słabe i mocne strony. Wskaźnik akceptacji jest problemem zarówno Trumpa, jak i Clinton – nie akceptuje ich odpowiednio 59 i 55 proc. Amerykanów. O ile dla Trumpa ten wynik jest zdecydowanie lepszy od najgorszego pomiaru w połowie czerwca (brak akceptacji na poziomie 70 proc.), to demokratka osiąga właśnie teraz osiąga rekordowo złe wyniki.
Ponadto, żaden z dwójki kandydatów nie jest postrzegany jako szczególnie uczciwy i godny zaufania. Jednak to Trump zyskuje w tym obszarze i zdobywa przewagę nad Clinton. Mniej niż połowa, 45 procent, postrzega go jako uczciwego i wiarygodnego, ale jego przeciwniczka osiąga wynik zaledwie 36 procent. To trudna sytuacja przed debatą.
Siłą Hillary Clinton jest percepcja jej kwalifikacji, charakteru odpowiedniego do stanowiska i przede wszystkim wiedzy o sprawach międzynarodowych. W każdym z tych aspektów demokratka odnotowuje wynik wyższy od Trumpa. W każdym z trzech aspektów wynik jest wyższy niż pięćdziesiąt procent. Przed pierwszą debatą większość Amerykanów uważa, że kandydat republikański nie dysponuje kwalifikacjami, wiedzą ani temperamentem odpowiednimi do zasiadania w Białym Domu.
Ciekawostką jest ocena kondycji fizycznej – czyli rozmiar szkód, które przyniosło Hillary Clinton zasłabnięcie w Nowym Jorku podczas obchodów rocznicy zamachu 9 września. Stan zdrowia ponad 70 letniego Donalda Trump oceniany, jest jako zdecydowanie lepszy od jego kontrkandydatki (70 do 53 proc.).

Podsumowanie

W pierwszej debacie Donald Trump będzie miał szansę na poprawę postrzegania swoich kwalifikacji, temperamentu i wiedzy o świecie. Z kolei dla Clinton to także szansa na umocnienie się w obszarach, gdzie dysponuje (topniejącą) przewagą. Obydwoje kandydaci muszą także rozwiązać problem z ich wiarygodnością.  Możemy się także spodziewać, że będą próbować uwypuklać negatywne cechy swojego przeciwnika, a z drugiej strony odwoływać się do swojego bazowego elektoratu dbając o jego mobilizacje mającą się przełożyć na kluczową dla zwycięstwa frekwencję.
Debata to duża presja na Hillary Clinton, której przewaga w sondażach znacząco stopniała do marginesu błędu statystycznego. To właśnie ona ma najwięcej do stracenia – badania wskazują, że jest oczekiwaną zwyciężczynią dzisiejszego starcia (47 proc. dla HC  do 33 proc. dla DT). Jeżeli demokratka zawiedzie te oczekiwania – zwłaszcza wyborców niezdecydowanych, to dzisiejszy wieczór może być dla niej bardzo, bardzo kosztowny.

czwartek, 22 września 2016

Debata Clinton vs. Trump - pojedynek o wszystko?

Wyborców w USA dzielą zaledwie dni od pierwszej telewizyjnej debaty prezydenckiej. To ważne wydarzenie, które istotne z punktu widzenia kampanii i może zdecydować o jej dalszym przebiegu.

(od lewej) Marco Rubio, Donald Trump i Ted Cruz podczas debaty kandydatów partii republikańskiej

Zanim jednak o samych debatach, proponuję krótkie podsumowanie tego, jak wygląda sytuacja na chwilę przed bezpośrednim starciem dwójki głównych rywali.
Analizując szanse oraz zagrożenia dla Clinton i Trumpa należy skupić się przede wszystkim na tych stanach, w których toczy się ostra rywalizacja między kandydatami czyli na swing states lub jak kto woli - battlegrounds. W przypadku pozostałych stanów sondaże (chociaż realizowane dużo rzadziej), nie wskazują na niespodzianki. Należy zatem przyjąć, że bazowo Hillary Clinton ma 190 głosów, których na 99% nie straci w czasie, jako pozostał do końca kampanii. Podobnie Donald Trump dysponuje „pewnymi” głosami elektorskimi w liczbie 165.
Samo porównanie „pewnych” mandatów elektorskich daje kandydatce Demokratów istotną przewagę na starcie (25 elektorów). Oznacza to, że republikanie muszą nadrabiać straty.
Przygotowując prognozę poddaliśmy analizie 14 stanów, które mogą stanowić arenę ostrej walki o głosy. Poniższa tabela zawiera analizę opartą na zagregowanych sondażach z poszczególnych stanów i wyrażoną w formie różnicy (w punktach procentowych) poparcia. Po prawej stronie umieściliśmy stany gdzie aktualnie lepsze średnie notowania ma Donald Trump, a po lewej te, gdzie silniejsza jest Hillary Clinton. Dla pełnej przejrzystości dodaliśmy także liczbę wybieranych w tych stanach elektorów.

Pomimo, że Donald Trump zdobywa więcej głosów z swing states, to Clinton utrzymuje niewielką przewagę w całkowitej liczbie głosów elektorskich.

Hillary Clinton – 272 głosy
Donald Trump – 268 głosów

Szanse dla Trumpa

Kandydat republikanów nie jest w złej sytuacji. Jeszcze niedawno podobnie opracowywane analizy dawały mu zaledwie od 190 do 210 głosów w kolegium elektorskim. To był także moment, w którym w kierownictwie partii republikańskiej pojawiły się głosy o potrzebie wycofania Trumpa z dalszego wyścigu. Jednak od tego czasu (dokładnie od odbicia się Clinton w sondażach po konwencji Partii Demokratycznej) notowania republikańskiego kandydata cały czas rosną i udało się mu odrobić straty w kluczowych stanach. Analizując scenariusze ofensywne Trumpa należy wskazać, że nie wymagają one wielkich zysków, które są niezbędne do wygrania prezydentury. Donald Trump musi zyskać przewagę w jednym z trzech stanów: Michigan, Colorado lub Pensylwanii. Wystarczy, że wyprzedzi Clinton tylko w jednym z nich i w ten sposób uzyska przewagę w głosach elektorskich. Oczywiście do dnia wyborów będzie to przewaga wirtualna, którą będzie musiał utrzymać.
Bernie Sanders i Hillary Clinton podczas debaty kandydatów partii demokratycznej

Szanse dla Clinton

Zadanie dla kandydatki demokratycznej wydaje się z pozoru prostsze. Musi obronić obecny stan posiadania i ewentualnie spróbować odzyskać jeden z utraconych stanów – Ohio, Północną Karolinę, a najlepiej Florydę. Odbicie i utrzymanie tego ostatniego stanu w zasadzie kończy marzenia Donalda Trumpa o wygraniu wyborów prezydenckich. Jednak to, co wydaje się proste w praktyce może okazać się nie lada wyzwaniem. Ostatnie tygodnie, to wyraźne spadki Clinton, od której odpływają wyborcy. Chociaż jej przeciwnik, nie zyskuje w tym samym tempie, w jakim ona traci, to dystans między rywalami spadł do poziomu błędu statystycznego, czyli do technicznego remisu. W związku z tym dynamika i kierunek zmian działają na niekorzyść Clinton, która ma wyraźne problemy z mobilizacją elektoratu demokratów. Dodatkowym czynnikiem, który wydaje się szkodzić demokratce jest kandydatura Gary’ego Johnsona – libertarianina, który wg początkowych prognoz miał osłabiać Trumpa, a tym czasem badania wskazują, że mocniej szkodzi Clinton.
W związku z takimi pozycjami wyjściowymi pierwsza debata prezydencka w USA może mieć fundamentalne znaczenie. Wydarzenie to może zatrzymać Donalda Trumpa i ułatwić odbicie pozyskanych przez niego stanów, albo przeciwnie – może wzmocnić dotychczasowy trend i pozbawić Clinton wirtualnej przewagi w Kolegium Elektorskim.
Porównując obecne szanse Donalda Trumpa na utrzymanie ważnych dla niego zdobyczy, a także szanse na pozyskanie kolejnych nabytków stanowych szacuję następujące prawdopodobieństwo wygranej dla tej dwójki kandydatów:

Szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w USA - stan na 22.09.2016

Debaty

W historii Stanów Zjednoczonych debaty prezydenckie kilkakrotnie zmieniły kierunek kampanii wyborczej. Pierwsza z nich odbyła się 1960r. między Johnem F. Kennedym a Richardem Nixonem. Pomimo dobrego przygotowania merytorycznego Nixon popełnił błędy o charakterze technicznym - nie zgodził się na makijaż (co nie pozwoliło ukryć jego obfitego pocenia) i miał źle dobrany garnitur. Młody, elegancki i przystojny JFK wypadł lepiej – wygrał nie tylko debatę, ale i wybory.
Kolejna istotna debata to rok ’76 i pojedynek prezydenta Geralda Forda i Jimmiego Cartera. Kandydatom udało się ustrzec błędów technicznych, ale Ford wygłosił frazę, która kosztowała go prezydenturę: „Związek Radziecki nie dominuje nad Europą Wschodnią i nigdy nie będzie dominował nad nią, póki działa administracja Forda".
W kolejnym cyklu wyborczym Jimmy Carter starł się z gubernatorem Kalifornii Ronaldem Reaganem. Reagan doskonale wykorzystał umiejętności, warsztat aktorski i doświadczenie w występowaniu przed kamerami. Sposób w jaki prowadził pojedynek pozwoliły mu wygrać debatę, odwrócić złą sytuację w sondażach i ostatecznie sięgnąć po zwycięstwo.


W tak kluczowym momencie zaplanowana na 25 września debata, której chęć oglądania deklaruje rekordowo wysoka liczba amerykanów może przesądzić o losie tej kampanii, o losie ameryki, a nawet świata. 

wtorek, 20 września 2016

Wybory prezydenckie w USA - niezbędnik.

Zanim przejdę do analiz ogólnokrajowych i stanowych warto krótko przypomnieć, jak wyglądają wybory w USA i dlaczego właśnie tak. Ten wstęp jest istotny dla zrozumienia, dlaczego występują istotne różnice w zainteresowaniu dotyczącym notowań w poszczególnych stanach, a także dlaczego amerykańskie sondaże krajowe należy czytać inaczej niż np. te w Polsce.


Stany Zjednoczone Ameryki składają się, jak sama nazwa wskazuje ze stanów - regionów o określonej autonomii, które wspólnie tworzą jedno państwo federacyjne, na którego czele stoi prezydent.  Wybory na tę funkcję są w pewnym stopniu odzwierciedleniem federacyjnego modelu państwa, Amerykanie nie wybierają bezpośrednio głowy państwa, tylko specjalny parlament (kolegium elektorskie - ang. electoral college), którego deputowani (elektorzy) zbierają się tylko w jednym celu - wyboru prezydenta. System wyboru działa w sposób następujący - kandydaci stają do wyborów w dwuosobowych zespołach - prezydent i wiceprezydent, oddając głos na taką parę (ticket) de facto amerykanie w danym stanie wybierają elektorów, którzy później zbiorą się aby ostatecznie wybrać prezydenta.


(Rys. 1. karta do głosowania z wyborów prezydenckich w 2012r. Ze względu na odmienne regulacje stanowe, karty           i technika głosowania różnią się w poszczególnych stanach.)

Kolegium Elektorskie składa się z 538 osób (od 1964r.), a podział miejsc w tym organie pomiędzy stany związany jest z liczbą zamieszkującej jej ludności. Najwięcej elektorów kandydaci mogą zyskać w Kalifornii (55), Teksasie (38), Florydzie (29) i Pensylwanii (29). Liczba głosów potrzebnych do wyboru nowego prezydenta USA wynosi 270, czyli zwykła większość głosów pełnego składu Kolegium Elektorskim (większość "nadpołowiczna" - jak mawiał prof. Gebethner).
Należy także pamiętać, że wybory elektorów nie mają charakteru proporcjonalnego, tylko większościowy. Oznacza to, że jeżeli np. w Kalifornii Hillary Clinton i Tim Kaine zdobędą większość (zwykłą, czyli po prostu najwięcej) głosów to zyskuje 55 głosów elektorskich w Kolegium, niezależnie od wyniku konkurencyjnych par. Wyjątkiem są Nebraska i Maine, które podzielone są odpowiednio na 3 i 2 mandatowe okręgi elektorskie.

(Rys. 2. mapa USA z przyporządkowanymi liczbami mandatów w Kolegium Elektorskim dla poszczególnych stanów)

Specyfika politycznej mozaiki USA polega na tym, że w poszczególnych stanach tradycyjnie przeważają bądź wyborcy republikanów, bądź demokratów ale... To "ale" jest kluczem do obserwowania amerykańskich wyborów. Spośród 50 stanów i wydzielonego dystryktu stołecznego warto obserwować to, co dzieje się w 11-14 stanach (lista na końcu artykułu) , które analitycy nazywają "swing states", a publicyści bardziej malowniczo "battleground states". To stany, w których przewaga demokratów, lub republikanów jest na tyle niewielka, że wygrana każdej ze stron jest możliwa.  



(Rys. 3. Swing states)


Jakie są konsekwencje tak skonstruowanego systemu?


1. Sondaże ogólnokrajowe są ważne, ale trzeba pamiętać, że można zostać Prezydentem USA otrzymując w skali kraju mniej głosów niż konkurent.

... a dla analiz:

2. Wyniki (a zatem sondaże) stanowe są ważniejsze niż krajowe.

3. Wyniki w "swinging states" są kluczowe dla określenia, kto 8 listopada uzyska większość w Kolegium Elektorskim.

W swoich analizach będę się koncentrował właśnie na "swing states", posiłkując się danymi ogólnokrajowymi. 

Swing states:

1. Arizona
2. Colorado
3. Florida
4. Georgia
5. Iowa
6. Michigan
7. Minnesota
8. Nevada
9. New Hampshire
10. North Carolina
11. Ohio
12. Pennsylvania
13. Virginia
14. Wisconsin